Zacznę od tego, że chodzi tu o coś więcej, niż tylko produkcję torebek, zabawek, ocieplaczy na czajniki itd. Na początku przed nami rozpościera się ocean różnego rodzaju skrawków materiału, koralików, wstążek, wełenek. Wzrok intuicyjnie zatrzymuje się na jednym elemencie… kolorowych wstążkach. Zaczyna rodzić się pomysł. Umysł błądzi w kosmosie kreatywności… i w końcu pojawia się obraz, jak to wszystko będzie ostatecznie wyglądać. I co to w ogóle będzie – torebka, chusta, serwetka, przytulanka
Następnie przechodzimy do działania. W ruch idą nożyczki, druty, maszyna do szycia… Jest to jeden z najprzyjemniejszych etapów, choć nie zawsze udaje się od razu stworzyć to, co umysł i serce sobie wymarzyło. W końcu jednak osiągamy cel. Materiały otrzymane w prezencie od przyjaciół lub odkryte w czeluściach szafy zostają połączone z kilkoma, które należało dokupić, aby stworzyć coś ciekawego, pięknego i użytecznego. Chyba jednak to jest najprzyjemniejsze uczucie: stworzyć produkt, który przyniesie drugiemu człowiekowi radość wykorzystując dostępne zasoby. Fajnie jest zrobić coś z niczego, dając rzeczom drugie życie, w trosce o nasze środowisko 







